Komentarze: 26
Zmieniam tor.. zmieniam miejsce.. zmieniam bo czuję się zbyt zatłoczona.. zbyt ograniczona..
Zmieniam...
Zmieniam tor.. zmieniam miejsce.. zmieniam bo czuję się zbyt zatłoczona.. zbyt ograniczona..
Zmieniam...
W nocy wiele myślałam.
Przeczytałam rozmowe na gg, moją i jego, po naszym 2 spotkaniu, w tedy kiedy on miał wątpliwości, kiedy mu przeszkadzało TO, co każdemu, i mi także przeszkadza we mnie.
Padły tam takie słowa, które teraz do mnie dotarły...
"ja bym chcial byc z toba,ale ten zwiazek dlugo nie przetrwa",
"ale nie bedziemy sie czesto spotykac"
W sumie jesteśmy juz ze sobą (o ile tak mogę powiedzieć) 2 miesiace + prawie 2 mc. rozmów przez smsy i gg.
Ale teraz wiem, że nie mogę, i chyba już nie chcę niczego od niego oczekiwać, nie wiem w jakim punkcie stoję..
Wiem jedynie, że uczucie, które jest we mnie nie może się rozwijać, a ja nie mogę mieć do niego pretensji o to, że mało się widujemy, bo przecież mówił, że tak będzie...
Tylko się zastanawiam czy to ma sens jakiś? i czy ja chcę być w takim "związku"..
Dziś się obudziłam, nie pamietałam co było wczoraj.. tylko resztki snu się we mnie przewijały..
Po chwili sobie przypomniałam moje przemyślenia z nocy..
I już czuję, że zdystansowałam się na nowo.. chyba już jestem w tym perfekcyjna..
Tylko co dalej??
Nie wiem...
A tym czasem idę robić zapieknakę z makaronu!!
Tak by już za dużo nie myśleć..
Chyba sobie zrobię urlop od myślenia!! :)
Nie tak miało być. Znów się przejechałam na samej sobie. Lekki ból..
Powinnam sie już przyzwyczaić, ale nie potrafię..
On naprawde szczuje tylko i nawet nie zauważa mojego cierpienia..
Za młody jest, nie rozumie, może nie chce zrozumieć.
Dlaczego ja taka uczuciowa jestem? cholerna moja natura kobiety...
Znów zaufałam nadzieji, że będzie ok, że już przybraliśmy jakieś tempo.. a teraz znów nic przez jakiś czas..
Już mam dość tego, małego zakochwiania się na nowo, a po chwili znów potrzeba zdystansowywania się spowrotem..
Nie chcę tak, to gra na moich uczuciach..
Choć On tego nie widzi..
Wiem, potrzebuję kogoś dojrzalszego, kogoś kto wie jak zaopiekować się kobietą.. a narazie to ja daje z siebie więcej niż On, a przynajmniej chcę dawać.. tak bardzo.. choć mam puste ręce.. ale za to wnetrze mam bogate..
Potrzebuję kogoś, kto jest wstanie zaoferować mi coś wzamian do tego, co ja mu mogę dać.. ale nikt mnie nie chce, oprócz Dominika.. choć czasem sama się zastanawiam, czy on tak naprawdę chce żebym była w jego życiu jako dziewczyna? czy jako kochanka? bo przyjaciółka na pewno nie.. już raz była szansa jedynie na przyjaźń.. ale nie chciał..
Znów łzy lecą, jak groszki spływają po policzkach..
Przez faceta? po części.. a raczej przez jego brak..
Jedynie w snach nie czuję się opuszczona..
Więc Dobranoc...
Trochę ostatnio sie rozczulam nad sobą, jakaś chandra mnie dopadła czy co? a może zwalić to wszystko na Jesień??
Wczorajszy dzień jakiś smutny był, za dużo myślę, za dużo wolnego czasu mam, i zbyt leniwa do tego jestem.
Trzeba wreszcie iść na imprezę, rozerwać się trochę, utopić w paru procentach alkoholu te wszystkie gorzkie myśli i problemy z nimi związane. Na chwilę chcę zapomnieć o wszystkim, o świecie.. Dawno już tego nie robiłam.
Heh, zastanawiam się czy przypadkiem nie dopadło mnie jakieś małe uczucie. Tylko, że ja zawsze mam ten problem, że więcej czuję niż reszta, że oddaję się cała w przeciwieństwie do nich(mężczyzn). Ja potrzebuję tego uczucia, ale nie chcę go, jeśli mam cierpieć, jeśli tylko ja będę posiadała to coś, a On nie..
Chcę być szczera wobec siebie, Jego, i wszystkich innych mnie otaczających. Kiedyś lepiej mi to wychodziło, teraz pojawiła się pewna blokada, którą trudno jest przebić przed resztą świata, przed nim..
Chyba boję się kolejnego odrzucenia!
Czasem trudno mi tu być, tu czyli w tym świecie, pełnym stereotypów, wykreowanych ideałów. W każdym słowie padanym w moja stronę, widzę jakiś sarkazm, czasem ironię.. trudno mi, o wiele trudniej niż normlanej dziewczynie.
Myślałam, że jak będę mieć kogoś, poradze sobie ze sobą, z tym co mnie od lat męczy, ale to nie takie proste. Ostatnio jak radziłam sobie z tym, to miałam cel, robiłam to bo kogos darzyłam wielkim uczuciem, chciałam żeby on to docenił, chciałam być z nim, karmiłam się miłością, a nie jedzeniem.. jedna sekunda myśli o nim wystarczały mi żebym była pełna energi, by ją jakoś pozytecznie wykorzystać..
Po tym jak mnie odepchnął.. jak powiedział coś co mnie mocno zraniło, znów powróciłam do tamtej siebie...niepewnej, skromnej, bojącej się ludzi.. myślałam, że jak ktos znów się mną zainteresuje, to mnie zmotywuje do działania..
Się chyba przeliczyłam trochę, bo chciałabym się zmienić, ale chyba jeszcze rana po ostatnim razie nie zniknęła, nie dość że z uczuciami mam kłopoty, to ze sobą fizycznie również. Dlaczego pstryknięcie palców nie wystarczy by pozbyć się felerów, ktore w nas są?
Nienawidzę siebie, nigdy siebie nienawidzilam. Za to jak wyglądam, za to jaka jestem w środku przez to, za to że nie jestem w niczym do perfekcji dobra. We wszystkim przecietną, niedoskonała..
I powróciłam do tego co było z przed półtorej roku..
Powróciłam do punktu wyjścia, może troche odmieniona, bardziej odważna.. ale i zepsuta, potargana, i jak zawsze brzydka i wyróżniająca się z tłumu.. pomimo niechcenia tego..
Znów słaba... :(